Bochnia i Europa I: Samuel Bredetzky, "Wrażenia z podróży po Galicji"

 



Przed Wieliczką i wokół niej mija się wciąż naprzemiennie góry i wzniesienia, a i tu widać, jak okiem sięgnąć, błogosławieństwo i urodzaj; potem dociera się do Gdowa, drugiej stacji pocztowej od Krakowa – Gdów to niewielka osada targowa, zamieszkana przez Polaków i zbudowana bardzo nieporządnie. Godzinę drogi od Gdowa przejeżdża się przez most na Rabie, której podstępność poznałem już podczas mojej podróży z Węgier do Krakowa. Tu przy drodze opuszcza ona góry, skąd jakby ściąga ku sobie wszystkie potoki i leśne strumyki, wijąc się powoli przez wielkiej żyzności równinę, póki nie wpadnie do Wisły, w którą wlewa się niedaleko Uścia Solnego.


Trzecią od Krakowa stacją pocztową jest Bochnia, pięknie i urokliwie położone miasteczko, w którym widzi się wielu cywilizowanych ludzi. Cała Bochnia leży jakby w ogrodzie. Pobliskie góry nadają jej groteskowe oblicze. To miłe wrażenie psują nieco marne chatynki, stojące obok solidnie pobudowanych domów i rozsypane w chaotycznym nieładzie. Tu zaczyna się nowy rodzaj warstw skalnych. Zamiast łagodnie wypiętrzonych piaskowców i ilastych wzniesień, które podczas jazdy dostrzec można po prawej i lewej stronie, na wschód od Bochni przed oczyma podróżnika  wznoszą się regularne wzgórza gipsowe.

Bochnia posiada również kopalnię soli; potwierdziła się moja wiara w istnienie tej samej zawsze formacji, zgodnie z której prawidłami natura osadza pokłady soli i węgla kamiennego. Gips przebija się tu jakby żyłami wśród twardej kamienistej gliny, formując miejscami całe bloki o wadze wielu cetnarów, które odznaczają się tak wspaniałą bielą i tak drobnym ziarnem, że po większej części przechodzą w alabaster. Wszedłem w posiadanie bardzo pięknych kawałków, które będę chciał dać do oszlifowania.

Zatrzymałem powóz wśród skał gipsowych, po czym wspiąłem się na nie, by się im przyjrzeć z bliska. Nie byłem zajęty ich badaniem dłużej niż kwadrans, a już otoczył mnie wianuszek polskich mieszkańców, przywiedzionych tu  sam nie wiem, przez co: nieufność czy głupotę, i obserwujących mnie z urzędową niejako skrupulatnością, która wydała mi się w najwyższym stopniu zabawna. Ponieważ uważali mnie za obcego, nie mieli odwagi mnie zagadnąć, pozwolili mi przeto bez przeszkód dokończyć moje obserwacje i badania, a potem – jako że nie zabrałem wszak ze sobą ani całych gór, ani pojedynczych skał – oddalić się w pokoju.  Masy skalnej, przemieszanej tu z gipsem, używa się, choć nie jest zbyt twarda, jako budulca. Gips wypala się również i sprzedaje na okolicznych obszarach.

Na północ od Bochni wjeżdża się niejako do małej prowincji niemieckiej, która rozciąga się we wszystkich kierunkach nad brzegami Raby. Dla cudzoziemca okoliczność ta musi być sporą niespodzianką.

Nowy Gawłów                      z 7 rodzinami i            36 duszami

Nowe Majkowice                   – 12 –                      54                

Bogucice                                – 12 –                       78       

Bartucice                                   2 –                         6       

Wójtostwo                             – 16 –                      69       

Trinitatis                                    6 –                       28       

Książnice                                   4 –                      12       

Krzeczów                                  5 –                      28       

In summa                                  64 rodziny i                      311         dusz

 

Osiedla te należą najwyraźniej do najzamożniejszych. Nad wyraz żyzna ziemia, bliskość Bochni i Krakowa  oraz przemyślność owych ludzi sprawiły, że znajdują się oni w bardzo korzystnym położeniu. Większość osadników pobudowała sobie tu już nowe, obszerne domy. Wielu kupiło od Polaków dodatkowe grunty, powiększając w ten sposób swoje posiadłości.

Tłumaczył: Tadeusz Zatorski

 

Samuel Bredetzky, Reisebemerkungen über Ungern und Galizien, Wien 1809, t. II, s. 118–122.

 


 

Tadeusz Zatorski

 

„Urokliwie położone miasteczko, w którym widzi się wielu cywilizowanych ludzi”.

Samuel Bredetzky o Bochni A. D. 1805

 

 

„Koleje mojego żywota są tak zwyczajne, tak proste, jak  mój charakter, i trudno mi sobie wyobrazić, że mógłby je za interesujące uznać ktoś poza bliskim przyjacielem”.  Tak Samuel Bredetzky zaczynał swój szkic autobiograficzny, zamieszczony w pierwszym tomie jego wspomnień z podróży po Węgrzech i Galicji, wydanych w Wiedniu w 1809 roku. Rzeczywiście, jego życie nie obfitowało  w szczególnie dramatyczne wydarzenia. Urodził się 18 marca 1772 roku  we wsi Deutsch-Jakubjan, dziś noszącej nazwę Chminianske Jakubovany, niedaleko Preszowa, w rodzinie miejscowego kantora i organisty gminy ewangelickiej. W 1777 roku po pożarze, który zniszczył wieś, Bredetzcy  przenieśli się do Lubicy, rodzinnego miasta matki Samuela, Zuzanny Fabry. Samuel kształcił się początkowo w miejscowej szkole potem w gimnazjach w Kieżmarku, węgierskim Sopronie (wtedy Ödenburg) i słowackim  Štítniku.


W 1796 roku wraz z przyjacielem, Jakobem Glatzem, wyrusza na dwuletnie studia teologiczne, filozoficzne i przyrodnicze do Jeny. Słucha tu wykładów Fichtego i sławnego wówczas liberalizującego teologa Heinricha Eberharda Paulusa.  Bardzo owocna jest również znajomość z Johannem Georgiem Lenzem, profesorem mineralogii i dyrektorem uniwersyteckich zbiorów geologicznych, osobistym przyjacielem i współpracownikiem Goethego. To Lenz obudzi w nim zainteresowanie mineralogią, widoczne wyraźnie i w jego opisie Bochni, gdzie najwięcej czasu poświęci badaniu skał gipsowych. Po powrocie w rodzinne strony Bredetzky zostaje nauczycielem w gimnazjum w Ödenburgu, a cztery lata później, jesienią 1802 roku wyjeżdża do Wiednia, gdzie pracuje jako  pastor i katecheta w tamtejszej  gminie ewangelickiej. Wiosną 1805 roku otrzymuje nominację na stanowisko superintendenta (starszego pastora i zwierzchnika kilku gmin) w Krakowie. Pozostanie tu jednak zaledwie kilka miesięcy. W styczniu 1806 roku przenosi się  do Lwowa, gdzie powierzono mu kierownictwo superintendentury galicyjskiej i gdzie cztery lata później, ledwie czterdziestoletni, umiera nagle, 25 czerwca 1812 roku. 

Wkrótce po przybyciu do Krakowa, pod koniec maja 1805 roku Samuel Bredetzky wyrusza w krótką podróż po Galicji i to wtedy właśnie odwiedzi Bochnię. Jego celem i głównym przedmiotem zainteresowania są jednak osady kolonistów niemieckich, także te w pobliżu Bochni – w 1812 roku ukaże się jego Przyczynek historyczno-statystyczny do niemieckiej kolonizacji w Europie wraz z krótkim opisem osiedli niemieckich w Galicji (tam również znajdzie się wzmianka o Bochni, gdzie zamieszkiwały, jak odnotuje, trzy rodziny niemieckie). To dlatego autor Wrażeń tak skrupulatnie zaznacza różnice w poziomie życia społeczności polskiej i niemieckiej, skrzętnie śledząc zarazem przejawy zacofania, fanatyzmu religijnego i zabobonu. „Także relacja Bredetzky’ego – pisze Paula Giersch – nie jest nastawiona na dialog […]; jak wszyscy dawni autorzy wspomnień z podróży, którzy w ramach dyskursu, uformowanych przez oświecenie a wyznaczonych przez wiedeńskie władze centralne mieli etnograficznie opisać Galicję, ujawnia mentalność kolonisty: chce – jak zauważył niedawno Ritchie Robertson – wykorzystać szanse awansu, jakie dawały peryferie, nie odrzucając jednak ani nawet nie analizując swojej zdystansowanej postawy i wstrętu wobec miejscowych”.  

To prawda: Bredetzky jest na ogół komentatorem dość surowym i nie zawsze życzliwym. Ale nie popadajmy w przesadę. Ocenianie relacji XVIII- i XIX-wiecznych podróżników zgodnie z zasadami współczesnej „poprawności politycznej”, wymagającej nieustannego „nastawienia na dialog” to podejście wyraźnie – a często zabawnie –  anachroniczne, nieuwzględniające realiów tamtego czasu. Zresztą nie kto inny jak polski historyk Stanisław Schnür-Pepłowski, który w swych Galicianach poświęci Bredetzky’emu obszerny szkic, uzna go „wśród autorów piszących o Galicji z końcem osiemnastego i początkiem bieżącego wieku” za „jedną z najsympatyczniejszych postaci”, a przy tym za „najbardziej bezstronnego obserwatora”. Bredetzky był może obserwatorem nie całkiem bezstronnym, ale z pewnością był obserwatorem wnikliwym. Świadectwem tej wnikliwości może być choćby fakt, że w 1812 roku wygrał konkurs rozpisany przez „Gazetę Lwowską” na pracę o możliwościach rozwojowych gospodarki galicyjskiej. Trzeba pamiętać, że dla niemieckiego podróżnika wjazd na ziemie polskie bywał szokiem kulturowym. Witały go tu marne drogi, drewniana na ogół, chaotyczna i byle jaka zabudowa miast, wreszcie przerażająca nędza wsi – materialna i cywilizacyjna. Oświeconego protestanta razi przy tym zazwyczaj fanatyczny i zabobonny polski katolicyzm, zmieszany czasem malowniczo, czasem przygnębiająco  z pozostałościami pogaństwa. Bredetzky nie może się nadziwić zaniedbaniu – pozbawionej nawet porządnego katalogu – krakowskiej biblioteki uniwersyteckiej, w której przeważają bezwartościowe dzieła teologiczne, a bezcenne inkunabuły pożerane są przez myszy, gdy równocześnie dowiaduje się o sumach wydanych przez uczelnię na… proces kanonizacyjny jednego z jej profesorów, Jana Kantego, którego podobizny  ogląda we wszystkich odwiedzanych budynkach uniwersyteckich. Ze zdumieniem i niesmakiem przygląda się pątnikom przemierzającym na kolanach „dróżki” w Kalwarii Zebrzydowskiej, ale wzruszy go przecież widok pobożnej matki zamawiającej mszę za syna wziętego do wojska. Przerażenie wzbudza w nim z kolei zasłyszana gdzieś opowieść o chłopie uznanym omyłkowo za martwego, któremu udało się jednak wyswobodzić z trumny i powrócić do domu – tam jednak sąsiedzi, uznawszy go za wampira, nie zastanawiając się długo, ucięli mu głowę.

Na tym tle opis Bochni nie wypada najgorzej. Miasto jest urokliwie położone, „jakby w ogrodzie”. Znamienne, że to porównanie z ogrodem powraca i gdzie indziej: Adolf Schmidl w wydanym w 1836 roku przewodniku po Czechach, Morawach, Śląsku i Galicji w bardzo krótkim opisie Bochni napomknie o jej położeniu w „płytkiej dolinie, podobnej do ogrodu”. Także wzmianka Bredetzky’ego o „marnych chatynkach, stojących obok solidnie pobudowanych domów i rozsypanych w chaotycznym nieładzie” znajduje swoje potwierdzenie u Schmidla: „603 domy, przeważnie drewniane, 4745 mieszkańców. Ulice są nieregularne i nad wyraz błotniste, a przechodnie korzystają z drewnianych trotuarów; ale jest też parę porządnych budynków, na których dostrzega się liczne gromochrony”. Jeszcze mniej pochlebna jest relacja anonimowego podróżnika, opublikowana w 1804 roku w czasopiśmie „Aurora”: „Bochnia, miasteczko, które w każdym innym kraju zwane byłoby wsią. Urząd powiatowy, sztab regimentu huzarów i urzędnicy kopalni soli przydają nieco życia tej miejscowości, która poza tym nie pociąga ani swym położeniem, ani swą zabudową”. Bredetzky’emu Bochnia przypomni się podczas pobytu w ukraińskim miasteczku Dolina:  „Dolina wygląda całkiem jak Bochnia, tyle że ta ostatnia miejscowość jest lepiej zbudowana i ma kilka domów murowanych”. I oczywiście, nie zapominajmy: spotkać tu można „wielu cywilizowanych ludzi”. 

Relacja Bredetzky’ego okazała się zaskakująco sugestywna. Przytaczana bywała (także wzmianki o Bochni) w wielu publikacjach austriackich i niemieckich tamtego czasu (uwagi Bredetzky’ego cytuje np. Powszechna Encyklopedia Nauk i Sztuk Erscha i Grubera, wydana w Lipsku w 1823 roku). Ale trafiały się i głosy krytyczne: w recenzji zamieszczonej w 1810 roku w wiedeńskich Annalen der Literatur und Kunst des In- und Auslandes wytknięto mu nadmierną skrótowość opisów i dyletantyzm jego analiz naukowych: „Także o Bochni pan B. nie potrafi nic powiedzieć ani jako mineralog, ani jako specjalista od górnictwa. Pisze jedynie, że Bochnia jest pięknie położona, zabudowana kiepskimi domami, oraz że występują w niej sól i gips”. Wzmianka o „wielu cywilizowanych ludziach” najwyraźniej nie zrobiła na recenzencie wielkiego wrażenia.

Bibliografia

I. Teksty źródłowe: Samuel Bredetzky, Reisebemerkungen über Ungern und Galizien, Wien 1809; Samuel Bredetzky, Historisch-statistischer Beytrag zum deutschen Kolonialwesen in Europa, nebst einer kurzen Beschreibung der deutschen Ansiedlungen in Galizien, in alphabetischer Ordnung, Brünn 1812; Adolph Schmidl, Reisehandbuch durch das Königreich Böhmen, Mähren, Schlesien, Galizien, die Bukowina und nach Jassy, Wien 1836; Bemerkungen auf einer Reise durch Polen, w: „Aurora“ 104, s. 222–223 (autor anonimowy);

„Annalen der Literatur und Kunst des In- und Auslandes“ 1810; Cudzoziemcy o Polsce: relacje i opinie. Wybrał i opracował Jan Gintel, t. II, Kraków 1971.

II. Opracowania: Constant von Wurzbach,  Bredetzky, Samuel, w: Biographisches Lexikon des Kaiserthums Oesterreich, Wien 1857, t. II, s. 127;  Stanisław Schnür-Pepłowski, Samuel Bredetzky (1807–1812), w: tenże, Galiciana 1778–1812, Lwów 1896; Hubert Orłowski, Polnische Wirtschaft. Nowoczesny niemiecki dyskurs o Polsce, Olsztyn 1998; Paula Giersch, Für die Juden, gegen den Osten? Umcodierungen im Werk Karl Emil Franzos’ (1848–1904), Frank & Timme 2014.

Pierwodruk:

„Wiadomości Bocheńskie” 2 (105)/2015,  s. 24–25.

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty